Świat social mediów to świat niezwykle dynamiczny. Co chwilę pojawiają się nowe portale, które skupiają miliony, ba, miliardy użytkowników i oferują im nowe, rozmaite opcje – od czysto rozrywkowych, po biznesowe. Co sprawia że niektóre z nich zostają z użytkownikami przez wiele lat, a inne, po krótkim okresie glorii i chwały, lądują na internetowym cmentarzysku?

Wydaje się, że nie ma gotowej odpowiedzi na to pytanie. Postanowiliśmy jednak prześledzić kilka historii niegdyś bardzo popularnych w Polsce portali społecznościowych, które z różnych powodów zostały opuszczone przez swoich userów i albo kompletnie zniknęły z sieci, albo dogorywają gdzieś na marginesie cyber-przestrzeni.

Na dobry początek, niegdysiejszy gigant wśród społecznościówek – MySpace.com.

Obecnie jednak, wchodząc pod ten adres, można się… wystraszyć. Albo zgubić.

Setki porzuconych kont, tysiące od lat nieaktualizowanych statusów… Użytkownicy wskazywali różne powody opuszczenia serwisu: zbyt chaotyczny wygląd, brak przejrzystości feeda, wolny proces ładowania się profili… MySpace marniał na naszych oczach – przeświadczony o swojej nieśmiertelności, zmieniał się często wbrew swoim użytkownikom, a każda kolejna aktualizacja doprowadzała do utraty zainteresowania użytkowników portalem.

Pierwotnie, “Moja Przestrzeń” miała być miejscem sprzyjającym komunikacji ludzi na całym świecie, dzieleniu się pasjami czy po prostu odkrywaniu nowych, niesamowitych rzeczy. Portal działał na schemacie podobnym do podstawowych opcji znanych nam z Facebooka – każdy mógł stworzyć własny profil, wrzucić swoje przemyślenia na “walla”, czy też zareklamować swoją działalność, firmę czy zespół muzyczny.

Facebook który zdmuchnął MySpace’a z siłą huraganu, oferował wszystko to plus znacznie więcej, a co najważniejsze, w znacznie bardziej przystępnej i przyjaznej dla oka formie. Aktualnie MySpace intensywnie – a może rozpaczliwie – stara się wrócić do gry i przyciągnąć nowych użytkowników dodatkowymi opcjami i promocjami. Nie ma co się jednak oszukiwać: portal został strącony z piedestału ponad 10 lat temu i wydaje się, że nie ma takiej siły, która przywróciła by MySpace’owi lata świetności.

Last.fm był swego czasu najpopularniejszym portalem dla muzycznych freaków.

Działał w dość unikatowy jak na tamte czasy sposób: każdy użytkownik, po uprzednim połączeniu lasta ze swoim odtwarzaczem muzycznym (dla przykładu: Winamp czy Foobar) za pomocą zainstalowania specjalnej wtyczki, mógł na bieżąco, na swoim “wallu”, publikować odsłuchiwane przez siebie utwory – oczywiście pod warunkiem że plik mp3 był poprawnie opisany, tj posiadał informację o artyście i tytule piosenki. Na podstawie tzw “scrobbli”, czyli przesłuchanych i zapisanych do bazy utworów, system generował rankingi najczęściej słuchanych wykonawców czy ulubionych utworów.

Możliwość podglądania innych użytkowników i ich muzycznych statystyk, prowokowała do dyskusji a także pozwalała na odkrywanie nowych wykonawców – każdy zespół miał na last.fm swoją stronę i szczegółowe dane na temat wydanych albumów, składów i najbliższych koncertów.

Treści tworzyli sami użytkownicy – każdy mógł brać czynny udział w ulepszaniu portalu, edytując wybrane informacje, dodając swoje recenzje czy tworzyć wydarzenia zapraszające innych na dany koncert lub wydarzenie.

15 lat temu last.fm był podstawową bazą wiedzy na temat undergroundowych zespołów, koncertów, spotkań z artystami i premier nowych albumów. Niestety, niegdyś lubiany last przepadł wraz z momentem wyparcia mp3-ójek przez serwisy streamingowe pokroju Spotify, Tidal czy Apple Music.

Choć portal poszedł z duchem czasu i wypuścił na rynek wtyczkę sczytującą streamowane piosenki, było to zdecydowanie za mało aby zatrzymać przy sobie userów, którzy rankingi i wiedzę na temat danych wykonawców budowali już bezpośrednio na serwisach streamingowych.

Blogi żyją i mają się dobrze. Jednak swego czasu popularne były serwisy, na których najważniejsza była część wizualna wrzucanego kontentu, wsparta jedynie krótkim opisem. Hmmm, brzmi znajomo, prawda?

Setki Polaków, zwłaszcza tych nastoletnich, publikowała tysiące zdjęć, dzieląc się z innymi użytkownikami swoim życiem codziennym za pomocą serwisu Photoblog.pl.

Niektóre z prowadzonych profili były klasycznymi foto-dziennikami, nierzadko pełnymi głębokimi przemyśleniami, inne z kolei przedstawiały bardziej artystyczne oblicze młodzieżowego internetu, prezentując starannie przygotowane ujęcia, okraszone cytatami z literatury czy wierszami. Na photoblogu można było się pochwalić, wypłakać lub najzwyklej w świecie poprosić o wsparcie.

Co istotne, do społeczności można było przynależeć zupełnie anonimowo – nie istniała potrzeba ujawniania swojej prawdziwej tożsamości – wystarczył unikalny nick. Dawało to pewnego rodzaju swobodę w publikacji treści i uzewnętrznianiu się przed nieznajomymi osobami. Pisać można było o wszystkim!

Jaki mógł być więc powód porzucenia photobloga przez użytkowników? Cóż, mówi się, że niektórzy po prostu z niego wyrośli a nowe pokolenia poszły prosto na bardziej popularną i oferującą znacznie większe zasięgi platformę Instagram. Photoblog.pl wciąż istnieje a jego kameralne grono użytkowników, utrzymuje portal przy życiu, skupiając się jednak bardziej na jego artystycznej sferze.

Z założenia, portal miał pomóc odnaleźć się starym znajomym ze szkolnej ławki.

Strona znana w ostatnich latach jako nk.pl, w momencie swojego startu, była prawdziwym hitem.

Każdy zalogowany użytkownik, mógł odszukać swoją szkołę i klasę, zapisać się do niej a także wziąć udział w dyskusji na klasowym forum, która nierzadko prowadziła do spotkania w realu! Uwaga! Zwykle w pełnym składzie. Tak, tak, panie nauczycielki też tłumnie rejestrowały się na nk żeby sprawdzić, czy nauka nie poszła w las! W efekcie, na naszej-klasie rejestrowała się masa Polaków, w końcu niemalże każdy z nas chodził kiedyś do szkoły.

Serwis zaczął tracić na popularności wraz z pojawieniem się Facebooka, który z marszu oferował znacznie więcej opcji i rozrywek. Nasza-klasa zaczęła konkurować z fejsem i cóż… Przegrała. Szereg wprowadzanych zmian i udogodnień zdaniem wielu użytkowników, całkowicie wypaczył pierwotny sens portalu. Na nk pojawiać zaczęły się przeglądarkowe mini-gry, opcje “podglądania” aktywności innych użytkowników (kontrowersyjny “śledzik”), masa reklam oraz płatne opcje, które to finalnie zamiast pomóc, położyły kres popularności portalu.

Ze względu na brak jakichkolwiek perspektyw na przywrócenie świetności, nk.pl został wyłączony o północy, 28 lipca 2021 roku.

Zobacz jeszcze: 5 powodów, dlaczego warto mieć swoją stronę internetową

Na koniec prawdziwa legenda Polskiego internetu: GADU-GADU. Na początku lat dwutysięcznych, funkcjonowało nawet powiedzenie:

“Nie ma Cię na Gadu-Gadu? Nie istniejesz”.

I faktycznie – żółte słoneczko zrzeszało całą masę użytkowników, którzy wykorzystywali komunikator do najrozmaitszych celów: wieczornych dysput, grupowych debat, niewinnych flirtów czy chociażby do nawiązywania nowych znajomości. Wystarczyło wpisać w wyszukiwarkę dane preferencje (np. imię, wiek, miejscowość) i już można było wyszukać obiekt swoich zainteresowań. To właśnie wtedy do internetowego kanonu weszło słynne “cześć, popiszemy?”.

Gadu-gadu spełniało nie tylko funkcję ułatwiającą komunikację między znajomymi, ale też dawało możliwość zabicia nudy czy po prostu, zapewniało przednią rozrywkę. Świetną opcją GG była możliwość podzielenia się ze światem aktualnym nastrojem za pomocą legendarnych opisów / statusów – te nierzadko przybierały formę ambitnych cytatów, tytułów piosenek czy po prostu miłosnych wyznań.

Gadu-gadu było też pierwszym w Polsce narzędziem, które rozpowszechniło stosowanie emotikonek a przede wszystkim emoji. To dzięki temu komunikatorowi do młodzieżowej mowy przeniknęły zwroty typu LOL czy XD. Niezwykle popularny na GG był również ROTFL (pamiętacie?), czyli “turlający się ze śmiechu” (Rolling On The Floor Laughing). O dziwo, sympatyczny emot nie przetrwał próby czasu i dziś nie jest używany. Podobnie jak ukochany przez wielu użytkowników <sex>.

Dzięki żółtemu słoneczku, tudzież słoneczku schowanemu za niebieską chmurką, można było też poznać czy dany użytkownik jest w domu i siedzi aktualnie przy komputerze – przypomnijmy, że GG to komunikator ery przed-smartfonowej i używany był zwykle po uruchomieniu standardowego peceta.

Jak większość komunikatorów z tamtych czasów, GG zostało wyparte przez bardziej zaawansowanego Skype’a a później Messengera. Co prawda Gadu-Gadu doczekało się w pewnym momencie wersji na smartfony, ale nie zyskała ona zbyt wielkiej popularności wśród społeczności która już wtedy komunikowała się bardzo sprawnie za pomocą wbudowanego w Facebooka Messengera.

Zobacz jeszcze: Najlepsze programy do edycji grafik i wideo

Treść i grafiki: Brick Media.

ZOSTAW KOMENTARZ